[Float-Menu id="1"]

Roman – moje branie

Mam na imię Roman. Mam 35 lat. Jestem uzależniony od narkotyków. Pochodzę z małej miejscowości. Rozpoczął się u mnie okres, w którym zacząłem wkraczać w dorosłe życie. Zaczęły się pierwsze imprezy i wypady z kumplami. Miałem świadomość, że moi rówieśnicy biorą narkotyki, lecz ja w tamtym czasie byłem ich wrogiem.

W któryś sobotni wieczór po rozstaniu z dziewczyną pojechałem na dyskotekę z kumplami, gdzie grał jeden z najlepszych DJ w Polsce. Moi znajomi świetnie się bawili, a ja nie potrafiłem cieszyć się z klimatu, jaki wówczas panował na sali. Towarzyszył mi smutek po rozstaniu z dziewczyną. Po jakiś czasie spotkałem mojego kolegę, który widząc mój stan, zaproponował mi tabletę. Wahałem się czy wziąć, ponieważ bałem się. W końcu zdecydowałem, że wezmę pół, lecz kumpel nalegał, abym wziął całą, że nic mi złego nie będzie. Posłuchałem go i poszło.
Po około godzinie moje ciało ogarnęły potężne ciary od stóp do głowy. Po chwili ogromna euforia i empatia. Czułem się dosłownie jak Bóg. Wszystkie wcześniejsze negatywne emocje zniknęły w jednej chwili. Poszedłem na parkiet tańczyć i zszedłem z niego nad ranem. Byłem chyba najbardziej naćpanym gościem na Sali. Nigdy tej nocy nie zapomnę. Miałem wtedy 20 lat.

Podobne wydarzenia miały miejsce przez kolejne 6 lat, lecz odbywało się to w dużych odstępach czasowych, około 5 razy w ciągu roku. Gdy miałem 25 lat, po raz pierwszy spróbowałem amfetaminę. Kolega mnie poczęstował. Byłem ciekawy działania. Pamiętam, że nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Byłem pobudzony, miałem wyostrzony zmysły, trochę zmieszany. Nie mogłem po niej spać. W łóżku oczy same się otwierały, więc patrzyłem w sufit do rana.

Mijały lata, a amfetamina zaczęła mi towarzyszyć coraz częściej. W pracy, w domu, bez żadnej okazji. Nie wyobrażałem już sobie jakiejkolwiek imprezy czy spotkania towarzyskiego bez zażycia amfetaminy. Czułem się po niej wspaniale. Lęki i bariery zanikały, czułem się bardzo pewny siebie, wydawało mi się, że jestem zabawny i często robiłem z siebie głupa, żeby rozśmieszyć towarzystwo. Na trzeźwo nigdy bym się tak nie zachował.

Pierwsze ciągi amfetaminowe zaczęły się pojawiać, gdy miałem około 30 lat. Wtedy też zacząłem odczuwać skutki fizyczne i psychiczne. Dopiero wtedy zauważyłem, że mam z tym problem. Wcześniej myślałem, że jak tylko będę chciał, odstawię to bez większych problemów. Myliłem się. Uzależnienie przybierało na sile, a ja powoli zacząłem tracić kontrolę nad swoim życie. W międzyczasie poznałem moją partnerkę, z którą jestem do dzisiaj. Mamy 2 wspaniałych dzieci. Zawsze marzłem o rodzinie, było to dla mnie bardzo ważne.

Poszedłem na terapię, ponieważ moja partnerka była w ciąży. Ja nie radząc sobie zacząłem szukać pomocy u specjalisty. Chciałem być odpowiedzialnym ojcem, który zapewni rodzinie bezpieczeństwo. Diagnoza – uzależnienie.

Podjąłem terapię i nie brałem kilka miesięcy. Po tym okresie zacząłem czuć się bardzo pewny siebie i stwierdziłem, że terapia nie jest mi już potrzebna, że uporałem się z nałogiem. Myliłem się. Nałóg szybko wrócił i zaczął się mój koszmar.

Kolejne ciągi i końskie dawki wyniszczały mnie fizycznie i psychicznie. Potrafiłem ćpać 5 dni i nocy bez snu, praktycznie do odwodnienia i wycieńczeni organizmu. W nocy w łóżku potrafiło mną rzucać na wszystkie strony. Było to tak mocne, że momentami myślałem, że skręci mi kark, a zakwasy na ciele miałem tak silne, że nawet delikatne dotknięcie powodowało straszny ból. Wykrzywiało ręce i palce tak, że musiałem je prostować drugą ręką aby były proste i aby odzyskać sprawność. Podobnych sytuacji było wiele.

Próbowałem walczyć z nałogiem, ale bezskutecznie. Cały czas żyłem w iluzji, że tym razem mi się uda. Myliłem się. W międzyczasie na rynku pojawił się kryształ. Pamiętam jak dziś słowa, które wypowiedziałem po zażyciu tej substancji. Cytuję: O kurwa, co to jest? Ale ja byłem głupi, że nie brałem tego wcześniej, teraz będę brać to codziennie”. Momentalnie po pierwszym razie uzależniłem się od tej substancji. Uczucie euforii, podniecenia, pewności siebie, nie do opisania słowami. Zażywana wcześniej amfetamina zeszła na dalszy plan. A koszmar, który miałem wcześniej, dosłownie zmienił się w piekło na ziemi. Od zapaści, po serce bijące jak perkusja, po utratę oddechu i stan, w którym czułem, że schodzę z tego świata. Wtedy w myślach modliłem się i płakałem, że chcę jeszcze żyć, a w oczach miałem mojego syna.

Po tej sytuacji przez kilka dni nie mogłem się pozbierać psychicznie. Po raz kolejny powiedziałem, że już nigdy więcej tego nie wezmę. Nigdy wcześniej się tak bardzo nie bałem, jak wtedy, kiedy myślałem, że idę na drugą stronę. Kryształ jednak zawłaszczył mój mózg i miesiąc później już ćpałem dalej.

Jednak najgorsze było przede mną. Zaczęły się psychozy, głosy, domy zmieniały się w twarze ludzkie. Stany psychotyczne były tak silne, że do dziś nie potrafię sprecyzować, co było prawdą, a co moją wyobraźnią. Traciłem kontrolę nad ciałem, jakby jakieś złe moce mnie opanowały. Zacząłem nawet wołać do szatana „pokaż się, wiem, że to Ty, nie boję się Ciebie”. Po jakimś czasie poszedłem do toalety i spojrzałem w lustro. Moja twarzy obrzydliwa, okropna, cała czerwona, oczy smoliste. Zobaczyłem wtedy, że mam twarz diabła. Zacząłem mówić głosem tak grubym i potężnym jak nie z tego świata. W tym stanie byłem zdolny do wszystkiego.

Reszty sytuacji wstydzę się opisywać. Nie potrafię wyjaśnić, w jaki sposób pozbierałem się z tych sytuacji. Funkcjonować w życiu rodzinnym, zawodowym i towarzyskim po prostu nie potrafię. Kończąc chciałem napisać, że przez narkotyki znalazłem się na takim dnie, że od spodu nikt nie pukał. Straciłem szacunek do siebie i wszystkie zasady i wartości, jakimi się kiedyś kierowałem. Często miałem myśli samobójcze i prosiłem boga, aby zabrał mnie z tego świata, bo taki śmieć jak ja nie ma prawa żyć.

Skrzywdziłem moją partnerkę i dzieci do tego stopnia, że nie wybaczę sobie pewnych rzeczy. Na tę chwilę nie chcę i nie potrafię. Ona na szczęście dała mi szansę i dzięki niej znalazłem się w ośrodku, do którego trafiłem w bardzo złym stanie psychicznym. Poznałem tu wspaniałych ludzi, którzy dali mi nadzieję i narzędzia na przyszłość. Potrafiłem się przed nimi otworzyć. Widzieli we mnie po prostu człowieka.

Marzę o tym, abym mógł zadośćuczynić szkody, które wyrządziłem najbliższym, stworzyć szczęśliwą rodzinę, o której zawsze marzyłem. Mam dwa wyjścia – życie albo śmierć. Walka z samym tobą to najcięższa do jakiej musimy stawać.

Roman.