[Float-Menu id="1"]

Beata – moje picie

Moje picie alkoholu zaczęło się „bardzo niewinnie”. Ponieważ nie lubiłam smaku alkoholu sięgałam po niego bardzo rzadko – sporadycznie, okazjonalnie. Nie rzadko piłam dla „świętego spokoju” np. gdy na urodzinach szwagierki nie chciałam wypić to za każdym kieliszkiem podnoszonym do góry słyszałam: „no wypij, jesteś zła, a może nie odpowiada ci towarzystwo” więc żeby już tego nie słuchać wypiłam dwa kieliszki i miałam „święty spokój”. W czasie gdy zaczynałam dorosłe życie używało się alkoholu bardzo dużo, był taką kartą przetargową albo furtką do załatwienia różnych spraw. Mówiło się „cóż takie życie” co pod żadnym pozorem nie było usprawiedliwieniem dla picia. Po jakimś czasie przestało mi przeszkadzać, że stał się w moim domu używką niemal dnia codziennego. Coraz częściej też piłam, brałam udział w imprezach np. przedtem nie chodziłam na spotkania typu „Dzień strażaka” , „Dzień policjanta”, na których mąż musiał być obowiązkowo.

Z czasem przestało mi przeszkadzać, że byli tam niemal sami mężczyźni. Ważne, żeby okazja, żeby „sobie wypić”. Mijały kolejne lata, a ja nie dość, że piłam coraz więcej to sama zaczęłam organizować okazje do picia, namawiałam znajomych zapominając jak sam kiedyś źle się czułam w takiej sytuacji. Nie ważne, że dwa dni wcześniej się pokłóciłam z mężem, ale są jego urodziny więc trzeba coś zrobić, bo jest okazja do picia, często stawała się „motorkiem” dyktującym tempo, żeby jak najwięcej wypić. Bywały też chwile, że nie musiałam pić. Po prostu czasem bez powodu, albo żeby komuś coś udowodnić. Trwało to tydzień, dwa, kilka miesięcy, najdłuższa trwała trzy lata. Po kolejnej kłótni z mężem powiedziałam, że nie jestem pijaczką i potrafię wytrzymać nawet trzy lata bez picia. No i wytrzymałam, a potem wszystko było po staremu, bicie, kłótnie, picie. Tak przeżyłam kolejne trzy lata.

W pewnym momencie, kiedy sytuacja rodzinna osiągnęła „apogeum” wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam z dziećmi u syna, który założył własną rodzinę i ma własny dom. Cisza, spokój i atmosfera tu panująca pozwoliły mi zapomnieć o alkoholu, w ogóle nie piłam. Jednak sytuacja jak się wytworzyła (kochanka męża) spowodowała, że wróciłam do domu. Przez jakiś czas nie wracałam do alkoholu. Potem nie wiadomo dlaczego, znowu zaczęłam zaglądać do kieliszka. Nie zauważyłam kiedy to się stało jak zaczęłam pić sama bez towarzystwa, bez znajomych. Ponieważ moje życie rodzinne i osobiste było coraz gorsze –szykany, znieważania, poniżania, rękoczyny ze strony męża – człowieka, którego kiedyś tak bardzo kochałam – jakim nie było końca, stały się przyczyną, że w wódce znajdowałam ulgę, zapomnienie, nie czułam bólu, ucieczkę przed złem, zagłuszał wołanie sumienia. Brnęłam ślepo w nałóg. Nie zauważałam problemu, który coraz częściej widziały moje dzieci.

Zwracały mi uwagę, prosiły, żebym przestała pić np.: gdy cztery lata temu zapraszałam córkę z rodziną na imieniny to usłyszałam: „nie mam ochoty brać udziału w kolejnej popijawie, mamo proszę cię przestań już pić, to może się źle skończyć”. A ja z uporem maniaka powtarzałam, że to nie jest problem, że inni też tak robią. Gdy po roku czasu syna zapytał mnie czy nie chciałabym skorzystać z jakieś fachowej pomocy powiedziałam, że nie bo jeszcze nie widzę żadnych myszek czy robaczków. Innym razem obiecywałam, że tym razem skończę, że potrafię i mówiłam to szczerze, bardzo tego chciałam. Jednak mimo wstydu, poczucia winy i przyrzeczeń, po czasie wracałam do picia. Zdarzały się sytuacje, że wyrażałam zgodę na terapię, jednak zawsze z tego rezygnowałam i nie godziłam się na to. Niestety pewnego dnia znowu byłam pod wpływem alkoholu, spałam na kanapie, w pewnym momencie usłyszałam głos syna, otworzyłam oczy i widzę wnuczka i jego wzrok a słowa syna przelały czarę goryczy….

Zgodziłam się na leczenie i niemal natychmiast zaczęłam przygotowywać się do drogi. I tak znalazłam się w klinice leczenia uzależnień „ Moje Życie”. Dopiero tu uwierzyłam, że jestem chora, uzależniona od alkoholu. Terapię zaczęłam następnego dnia. Dzięki wspaniałym ludziom, jacy tu pracują dowiedziałam się czym jest alkoholizm, jakie stwarza zagrożenia, że jest chorobą śmiertelną. Co przez picie można stracić, a ile zyskać nie pijąc. Przede wszystkim tłumaczą, jak można z tym nałogiem walczyć, co robić, żeby nie było nawrotów, a jak się pojawi to jak się zachować, gdzie szukać pomocy.

Dowiedziałam się czym i po co są mitingi „AA”, korzystałam z nich. Wiem jak ważna jest dalsza pomoc terapeutów, jak odnaleźć siebie, własne ja utopione nierzadko w alkoholu, jak również wiele innych rzeczy. Cieszę, że w tym moim całym nieszczęściu trafiłam właśnie tu. Jestem pewna, że opuszczając ten ośrodek będę tak silna, pewna siebie ,zdecydowana, naładowana pozytywną energią, że nietrudne dla mnie będą pokusy i zagrożenie, jakie niesie proza życia. Nie zawiodę przede wszystkim samej siebie, bo to wszystko zrobiono dla mnie, a ja teraz z nadzieją idę w nowe trzeźwe życie.

Beata
Sierpień 2019r