Moje picie alkoholu zaczęło się „bardzo niewinnie”. Ponieważ nie lubiłam smaku alkoholu sięgałam po niego bardzo rzadko – sporadycznie, okazjonalnie. Nie rzadko piłam dla „świętego spokoju” np. gdy na urodzinach szwagierki nie chciałam wypić to za każdym kieliszkiem podnoszonym do góry słyszałam: „no wypij, jesteś zła, a może nie odpowiada ci towarzystwo” więc żeby już tego nie słuchać wypiłam dwa kieliszki i miałam „święty spokój”. W czasie gdy zaczynałam dorosłe życie używało się alkoholu bardzo dużo, był taką kartą przetargową albo furtką do załatwienia różnych spraw. Mówiło się „cóż takie życie” co pod żadnym pozorem nie było usprawiedliwieniem dla picia. Po jakimś czasie przestało mi przeszkadzać, że stał się w moim domu używką niemal dnia codziennego.