Mam na imię Piotrek. Jestem uzależniony od alkoholu. Urodziłem się 1990 roku.
Mieszkam wraz z rodzicami.
Zaraz po urodzeniu mieszkaliśmy z dziadkami. Po kilku pierwszych latach mojego życia przeprowadziliśmy się na inne osiedle do wieżowca. Chwile te wspominam bardzo dobrze. Choć było ciężko, bo mieliśmy tylko jeden pokój i z każdy rokiem było coraz gorzej, bo wiadomo, każdy potrzebuje swój własny kąt.
Z tamtego okresu w mojej pamięci pozostały wyjazdy nad morze i wakacje nad jeziorem. To był bardzo fajny czas mojego życia.
No i dochodzimy do momentu, kiedy pojawił się alkohol. To była druga klasa gimnazjum, a nawet wakacje, gdy skończyłem klasę pierwszą. Pamiętam, że to była sobota. Starszy kolega namówił mnie na piwo, wypiłem wtedy trzy browary i pamiętam, że na drugi dzień bardzo źle się czułem. Po tym zdarzeniu powiedziałem, że już nigdy się nie napiję.
Mój okres nie picia trwał dwa lata, aż nadszedł czas opuszczenia gimnazjum. Pamiętam, jakby to było wczoraj, po zakończeniu roku szkolnego, kiedy poszedłem się przebrać i spotkaliśmy się u mnie. Mamy nie było, pojechała z koleżanką do kina. Piliśmy prawie wszystko. Wino, piwo, wódkę. No i stało się. Byłem tak pijany, że nie odbierałem telefonu i wtedy wpadła mama. Pamiętam, że klęła i krzycząc wygoniła wszystkich. Pomogła mi zrobić łóżko i reszty nie pamiętam. Po tym zdarzeniu też długo nie piłem.
I w końcu zaczął się okres technikum. W tym okresie nabroiłem sporo, no ale skupmy się na alkoholu. Na początku każdy musiał się postawić, no to oczywiście najlepszym sposobem na to była wódka. Zaczęło się picie, imprezy co tydzień. Wracanie nad ranem, gorsze oceny. Następne zaczęło się picie nawet w tygodniu. Na lekcje chodziłem na kacu, albo w ogóle nie uczęszczałem na zajęcia i podrabiałem podpis mamy na usprawiedliwieniu.
Gdy skończyło się technikum zacząłem pić jeszcze więcej, co dwa – trzy dni. Z tego okresu niewiele pamiętam, alkohol wymazuje pamięć. Przez to świństwo straciłem dwie prace i zniszczyłem kilka związków. Wtedy zaczęły się ciągi alkoholowe, czasem nawet dwutygodniowe. Byłem wtedy jak „Zombie”, nie umiem opisać tego stanu, jakby amok lub nawet obłęd. Nie umiałem rozwiązać prostych spraw, pogadać z kimś nie kłócąc się przy tym. Proste czynności sprawiały mi problem. Miałem już dość.
W końcu nastał ten dzień, ten najważniejszy dzień, by powiedzieć STOP! To była najważniejsza decyzja w moim życiu, chcieć wytrzeźwieć i zmienić swoje życie i ułożyć swój los od nowa. Choć było to bardzo trudne, jestem teraz szczęśliwszym człowiekiem.