Urodziłem się 46 lat temu. Dzieciństwo miałem spokojne, radosne, beztroskie i pełne miłości. Rodzice, domatorzy, poświęcali siostrom i mi wiele czasu- wciąż pamiętam wspólne wyjazdy na wczasy, spacery połączone z piknikiem, zajęcia domowe, troska o szkołę i postępy w nauce oraz rozwijanie zainteresowań.
W szkole podstawowej oraz LO nauka szła mi dobrze , odnosiłem pewne sukcesy w szkolnych i rejonowych olimpiadach. Brak problemów z nauką i zachowaniem sprawił, że cieszyłem się dużym zaufaniem Rodziców i swobodą w wolnym czasie.
Alkohol zaistniał w moim życiu w czasie zwyczajowych 17tek i 18tek. Wcześniej był na spotkaniach i imprezach rodzinnych lecz mnie osobiście nie dotyczył a Rodzice zawsze trzymali fason i nie przekraczali granic. Tamte czasy kojarzą mi się z pierwszymi sympatiami, zabawami, alkohol nie przynosił żadnych negatywnych konsekwencji.
Po wyjeździe na studia alkohol stał się powszedni. Nowe znajomości, spotkania, studenckie knajpki były stałą częścią akademickiego życia. Nauka i frekwencja na zajęciach zawsze była jednak na pierwszym miejscu, następstwem zbyt dużej ilości wypitego alkoholu był ból głowy na drugi dzień. Stypendium naukowe, wzorowe praktyki, propozycja kontynuowania pracy naukowej na uczelni oraz oferta zatrudnienie w szkole gdzie zdobywałem wiedze praktyczną napędzały moje ambicje i napawały mnie optymizmem na przyszłość.
Wybrałem prace nauczyciela i kolejne cztery lata uczyłem w szkole podstawowej oraz wieczorowej średniej, prowadziłem koło zainteresowań. Wspominam ten czas bardzo miło, miałem dobry kontakt z młodzieżą, godną pensję oraz ogromną satysfakcję z wykonywanej pracy. Niestety, reforma oświaty zredukowała etaty i musiałem szukać innego zajęcia.
W tym czasie zawarłem także związek małżeński z koleżanką ze studiów. Spotykaliśmy się wcześniej dwa lata. Nie było większych konfliktów, kłótni, podobał mi się ten spokój i stabilizacja. Sielankę zakończył już sam ślub, gdyż po uroczystości kościelnej moja małżonka oświadczyła, że teraz nadszedł Jej czas i teraz nareszcie będzie tak jak Ona chce. Był to dla mnie kompletny szok a nadchodzące dni pokazały, że traktowała to zupełnie poważnie. W pakiecie z małżonka otrzymałem teściową 24 h na dobę pomimo samodzielnego mieszkania. Już od pierwszego dnia stało się to źródłem kłótni i konfliktów.
Zatrudnienie znalazłem w jednej ze służb administracji państwowej. Po przeszkoleniu trafiłem na oddział w miejscu zamieszkania. Początki nie były łatwe, wyczuwalna nieufność, obserwacja, obojętność- cała gama zachowań doskonale znanych „żółtodziobom”. Alkohol w pracy był powszechny w cieniutkiej otoczce wspólnej tajemnicy. Jednak istniały granice. Mimo to ten fakt był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Ugiąłem się po około dwóch tygodniach- wspólna, poranna kawa wzmocniona wódką momentalnie zmieniła moją sytuację. Otrzymywał mniej i prostsze zadania, uzyskiwałem pomoc i wsparcie, znikła anonimowość i izolacja. Nawiązałem przyjaźnie, oswoiłem się z zupełnie odmiennymi zajęciami no i z alkoholem, który jednak wciąż był pod kontrolą, nie powodował problemów w pracy i nie wypływał podczas domowych kłótni. Przestałem odczuwać presję otoczenia.
W pracy czułem się co raz lepiej, ale moje małżeństwo się nie rozwijało. Brak samodzielności mojej żony, pełna uległość wobec rodziców, wrogość do moich bliskich i całego mojego otoczenia przy zupełnym ignorowaniu moich planów i zdania powodował we mnie frustrację i poczucie bezsilności. Ciche dni stały się w domu częste i w sumie wtedy czułem spokój. Nadopiekuńczość teściów wywoływała we mnie mieszane uczucia- złość, bezradność, poczucie winy ale i krzywdy, odrzucenia i niesprawiedliwości. Zacząłem w pracy brać nadgodziny, dyżury bo pracy nie brakowało a tam czułem się swobodniej niż we własnym mieszkaniu.
Postępy w pracy oraz dobre oceny z ocen okresowych zaowocowały wysłaniem mnie na trzymiesięczne szkolenie w podwarszawskim ośrodku doskonalenia kadr, które ukończyłem z wyróżnieniem.
Wcześniej, przed wyjazdem sytuacja domowa była dla mnie już nie do wytrzymania i usiadłem z żoną do rozmowy. Wyraziłem swoje uczucia i odczucia, poprosiłem o zastanowienie. Zaproponowałem zmianę miejsca zamieszkania na dowolne wedle Jej wyboru. Każde z nas miało sprawę przemyśleć. Po około miesiącu przyjechałem na weekend- pobyt trwał niecałe trzy godziny. Dowiedziałem się, że wyprowadzka nie wchodzi w rachubę, nie doceniam starań teściów i jestem niewdzięcznikiem a moje zdanie ma znaczenie tylko dla mnie bo jestem niesamodzielny i sterowany przez moje otoczenie. Zapadła decyzja o rozwodzie.
Po powrocie ze szkolenia w domu zastałem kompletne zmiany. Żona stała się czuła, nawet zaczęła gotować a teście zniknęli zupełnie z naszego życia- poza telefonami. Kilka następnych miesięcy to był najlepszy czas w małżeństwie. Wspólne wypady na weekendy, rowery, kino, spotkania ze znajomymi, urlop we dwoje. Sielanka zakończyła się wraz z informacją, że zostaniemy z rodzicami. Momentalnie wróciło wcześniejsze życie, teściowa praktycznie nie opuszczała naszego mieszkania. Po jednej z kłótni z teściami opuściłem na kilka dni mieszkanie i wróciłem do Rodziców. Po powrocie na krótki czas sytuacja się unormowała choć stosunki z teściami były napięte. Urodziny Julii niestety wywróciły sytuację zupełnie, kompletnie przestałem istnieć w tym związku zbierając jedynie wyrzuty i obelgi. Wytrzymałem kilka miesięcy i wróciłem do swoich Rodziców, złożyłem pozew rozwodowy. Nie usłyszałem słowa krytyki czy wyrzutu od moich bliskich, co było dla mnie ogromnym wsparciem.
W pracy przeniesiono mnie do oddziału w miejscu obecnego zamieszkania, jakoś w nowym otoczeniu się odnalazłem, część personelu poznałem już wcześniej. Sytuacja z alkoholem w pracy była identyczna, był dostępny codziennie, na spotkaniach po pracy i okolicznościowych. Do córki miałem pół godziny jazdy i pomimo problemów jakie mi czyniono dbałem o regularny kontakt.
Po kilku miesiącach względnej stabilizacji w pracy dokonano tajnej kontroli. Kilka miesięcy wielu moich współpracowników przesłuchiwano, zbierano wyjaśnienia co zmieniło atmosferę w pracy, lecz osobiście mnie nie dotyczyło. Tym większe było moje niedowierzanie, gdy w Wigilię podczas odczytania protokołu pokontrolnego usłyszałem, ze jestem jedną z dziewięciu osób wobec których wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Zostaliśmy na miesiąc zawieszeni, pozbawieni części pensji a ja nie znałem nawet zarzutów, nie miałem okazji poznać akt ani złożyć wyjaśnień, nie byłem ani razu przesłuchiwany. Dyrektor poinformował mnie o konsekwencjach jakie poniosę robiąc dalszy szum i zapewnił, że na upomnieniu się skończy. Z poczuciem krzywdy i złości poddałem się. Straciłem jednak serce do tej służby, mojego szefostwa, całej tej instytucji. Czułem żal i niesprawiedliwość. Od tej pory alkohol stał się częstszy w pracy i po pracy.
Minęła wiosna, lato i początkiem września, pomimo upomnienia, zostałem z oceną celującą mianowany do służby stałej. Wcześniej, w sierpniu znowelizowano ustawę o mojej instytucji. Tydzień po mianowaniu dostaliśmy informację, że na mocy nowych przepisów wznowiono naszą sprawę, skierowano wnioski do prokuratury i automatycznie, dyscyplinarnie – bez wyroku- wyrzucono całą naszą grupę z pracy. Długo budziłem się rano z myślą, że to jakiś zły sen, nie docierało to do mnie. Nie mogłem zrozumieć, jak można dwa razy karać za to samo, do tego nie popełnione przewinienie? Dlaczego prawo działa wstecz? Sprawa wydawała się oczywista do wyjaśnienia…tylko nikt nie chciał jej wyjaśniać. Zaczynałem rozumieć, że wszystko było ukartowane w związku z walką o etaty… Miałem wsparcie bliskich i znajomych, jedyną osobą , która czuła satysfakcję była moja eks-żona. Sprawa się wlokła, zmieniano zarzuty, składy sędziowskie, odraczano rozprawy. Mój adwokat składał wnioski, zabiegał ale bez skutku. Dotarłem do Trybunału w Strasburgu, ale polski skład sędziowski oddalił mój wniosek. W tym czasie częściej piłem alkohol, miałem jednak nad sobą kontrolę Rodziców, u których mieszkałem. Musiałem stanąć w końcu na własne nogi, uparłem się, że odzyskam tę prace i dobre imię. Musiałem jednak znaleźć pracę by łożyć na córkę i nie obciążać rodziny.
Na moje oferty odpowiedziała firma ze stolicy. Uznałem, że zmiana otoczenia dobrze mi zrobi, zajmie głowę i da motywację. Pierwsze wrażenia nie były korzystne i tak już wspominam ten okres, choć poznałem kilka ważnych dla mnie do dziś osób. W pracy zajmowałem się najpierw formalnościami związanymi z importem towarów, z czasem objąłem sekretariat, magazyny, flotę firmową oraz przedstawicieli handlowych. Było to absorbujące, zwłaszcza przy bardzo specyficznym podejściu szefostwa do prowadzenia firmy, ale dało radę funkcjonować. Stolica na mnie szału nie zrobiła, zresztą nie miałem za bardzo czasu ani chęci by miasto poznawać. Z ogłoszenia znalazłem pokój do wynajęcia a z Markiem, właścicielem z czasem zostaliśmy dobrymi kolegami- mieliśmy podobne doświadczenia życiowe. U Marka po raz pierwszy zetknąłem się z ruchem AA, którego był aktywnym uczestnikiem. Z tego względu alkoholu w mieszkaniu nie było, kiedy zdarzały mi się jakieś imprezy z ludźmi z pracy byłem poza domem. Wróciłem do hobby- modelarstwa i stale korzystałem z karnetu na pobliską pływalnię.
Około rok trwało, nim zrozumiałem, na jakich zasadach funkcjonuje moja firma. Obciążało to nie tylko moje sumienia, ale groziło również odpowiedzialnością karną. Rozmowa z szefostwem i podwyżka nie przekonały mnie- złożyłem wypowiedzenie. O dziwo rozstaliśmy się za porozumieniem stron, nawet otrzymałem odprawę. Kolejny raz zapukałem do Rodziców.
W miarę szybko znalazłem nową prace w miejscu zamieszkania, przepracowałem tam ponad pół roku. Dzięki warszawskim doświadczeniom dostałem stanowisko marketingowca w jednej ze spółek należących do gminy. Poza garniturem, za którym nie przepadam, praca była ciekawa-dużo wyjazdów, kontakty z kontrahentami, spotkania, tworzenie ofert oraz organizowanie imprez nie dawały czasu na nudę i każdy dzień był inny. Alkohol stanowił część tej pracy, gościł w moje popołudnia i weekendy lecz zamieszkiwanie u Rodziców było powodem tego, że moje zachowanie nie powodowało konfliktów.
Po sześciu miesiącach przyszedł czas na wypłatę prowizji od wypracowanego przeze mnie przychodu, który był częścią naszej umowy. Kwota okazała się spora i zaczęły się kłopoty. Kierownictwo szukało problemów, sprawdzano kilkakrotnie zawierane umowy i zaakceptowane oferty, przeliczano wciąż od nowa zyski, zwlekano z wypłatą. Nagle moja praca już nie była taka dobra, atmosfera gęstniała. Poszliśmy na ugodę, płatności w ratach ale czas mijał a nic się nie zmieniało, przelewano mi ułamkowe kwoty. Złożyłem wypowiedzenie ale mimo to nadal pierwszy przychodziłem i ostatni wychodziłem z pracy, wdrożyłem też na swoje miejsce nową osobę.
Ku mojemu zaskoczeniu na pożegnanie urządzono przyjęcie, lecz po lampce szampana stamtąd wyszedłem. Wieczorem z kolegą poszedłem do knajpy i się upiłem.
Tym razem nie zakosztowałem marazmu i bezrobocia. W tym czasie zapadł wyrok w sądzie apelacyjnym i zostałem oczyszczony z wszelkich zarzutów, mogłem wrócić do służby. Czułem ogromną radość, poczucie sprawiedliwości, pamiętam wzruszenie, gdy znowu w mundurze mogłem spojrzeć znajomym sprzed tego czasu w twarz, zbierałem gratulację za wytrwałość i konsekwencję. Była to także kolejna okazja do świętowania w gronie znajomych.
Niestety, nasz powrót nie wszystkim był na rękę. Szybko zdałem sobie sprawę, że jesteśmy odsuwani od czynności, brakowało nam podstawowego wyposażenia, szefostwo odnosiło się z wyczuwalnym chłodem. Zacząłem sądować szansę na przeniesie do innego województwa z etatem. Szczęśliwie jeden z równoległych urzędów wyraził aprobatę i po dwóch spotkaniach załatwiono mi przenosiny. Mogłem odetchnąć z ulgą i rozpocząć pakowanie. Moich przełożonych nie poinformowałem o swoich działaniach. Nie zapomnę ich zaskoczenia, gdy przyszli, ze słabo ukrywaną satysfakcją, poinformować nas o likwidacji naszych stanowisk pracy i żalu, jaki czują rozumiejąc ,że musimy znowu pożegnać się ze służbą. Już bezpieczny nie pożałowałem gorzkich słów, którymi odpowiedziałem im spokojnie na pełnej innych funkcjonariuszy i petentów sali. Do dziś nie wiem, skąd wziąłem odwagę. Dwa dni później byłem już w nowym miejscu.
Wynająłem pokój w domku na obrzeżach miasta, niedługo dołączył do mnie kolega- towarzysz niedoli i zrobiło się raźniej. W wolnym czasie poznawaliśmy nowe miasto i okolice, nadal zajmowałem się modelarstwem, wieczorami długie „Polaków” rozmowy przy piwie. Weekendy spędzałem u Rodziców lub znajomych gdy jechałem do córki, pozostałe spędzałem sam w nowym miejscu gdyż kolega na weekendy wracał 200 km do swojej rodziny.
W pracy trafiłem do wydziału kontrolującego obrót towarami akcyzowymi. Była to dla mnie nowość, praca była jednak ciekawa, praktycznie ciągle w terenie i z doświadczonym urzędnikiem w parze. Rektyfikarnie, gorzelnie, winiarnie, browary oraz paliwa. Poznawałem nowe zagadnienia, miejsca i ludzi, z czasem otrzymałem awans. Poznałem także kobietę, która mocno wpłynęła na moje życie. D. była na zakręcie swojego małżeństwa, dobrze nam się rozmawiało, zaczęliśmy spędzać razem coraz więcej czasu. Po kolejnym awansie i rozmową z przełożonym zdecydowałem osiąść w tym miejscu, uzyskałem kredyt i kupiłem nieduże mieszkanko. Remont i urządzanie wspominam bardzo dobrze, wspaniała pomoc znajomych i nowych sąsiadów, ogromna motywacja i smak nowego , szczęśliwego życia. W pracy wszystko się układało, rozpocząłem starania o zadość uczynienie za bezprawne zwolnienie, cieszyłem się spotkaniami córką i czekałem D. Czas płynął, a nasz związek trwał w zawieszeniu, zawsze działo się coś,, co odwlekało rozstrzygnięcie. Nie cierpiałem tej świadomości, cieszyłem się z chwil gdy byliśmy razem, przeklinałem wszystkie gdy wychodziła. Z racji pracy alkoholu mi nie brakowało, zacząłem pić w samotności. W weekendy kiedy nie jeździłem do córki, zamykałem się w domu i czekałem, zaniedbałem znajomych i hobby, zacząłem się izolować. Wieczorami, kiedy wiedziałem, że dzień już minął sięgałem po piwo, potem kolejne i kolejne. Z czasem, zacząłem po piwo sięgać wcześniej niż wieczorem. Zamiast śniadania, obiadu, kolacji. Pojawiła się bezsenność, i skoki nastrojów. Podczas badań lekarskich zostałem zapytany, czy nie stosuję jakiejś drastycznej diety.Dwukrotna, poważna awaria mojego auta zdemolowała mój skromy budżet.
Płacąc ratę w banku spotkałem moją D. Uzgadniali z mężem warunki kredytu na budowę domu. Zamknąłem się w mieszkaniu, wziąłem wolnych kilka dni z nadgodzin i odciąłem się od świata a alkoholem od świadomości. Po kilku dniach przyjechali zaniepokojeni zdawkowymi i niechlujnymi sms Rodzice. Postawili mnie na nogi, Mama została ze mną na jakiś czas. Wróciłem do pracy, w drzwiach wymieniłem zamki. Postanowiłem sprzedać mieszkanie i wracać w rodzinne strony tym bardziej, że pracy tworzono listę osób do przeniesienia na ścianę wschodnią i jako osoba samotna znajdowałem się na jej czele. Znalazłem pracę w innym miejscu, 20 km od Rodziców, którzy w tym czasie się przeprowadzili. Złożyłem wypowiedzenie lecz służbę kontynuowałem przez sezon urlopowy – po pracy jeździłem szkolić się w nowym miejscu. Umowa wygasła, wykorzystywałem urlop oraz zaległy z nadgodzin. Dwa dni przed rozpoczęciem nowej pracy otrzymałem telefon, oferta pracy była już nieaktualna. Zostałem bez pracy, z kredytem, czynszem, alimentami i resztą opłat. Jedyne czego mi nie brakowało, to alkohol, którego miałem spore zapasy. Kilka dni później, podczas jazdy zostałem zatrzymany do rutynowej kontroli. Straciłem prawo jazdy, zasądzono mi grzywnę. Nie pamiętam swoich myśli wtedy, pamiętam tylko bezsenność i bezsilność. I piwo. Znowu, kolejny raz pojawili się Rodzice i pomieszkiwali ze mną na zmianę. Łapałem różne prace- przy remontach, w hotelu, restauracji. Nigdzie nie znalazłem miejsca, w końcu zacząłem rano wychodzić i całymi dniami włóczyłem się po mieście udając, że jestem w pracy. Ta sytuacja nie mogła trwać wiecznie, w końcu podjęliśmy decyzję o sprzedaży mieszkania i powrocie w rodzinne strony. Opuszczając to miejsce nie miałem w głowie żadnych myśli ani planów, nawet nie pamiętam, co czułem poza wstydem i porażką.
Spędziłem trochę czasu u Rodziców a potem zamieszkałem u znajomych, bliżej córki. Pracowałem w fabryce na strefie ekonomicznej, po kilku tygodniach przeszedłem do innej, finanse się poprawiały. Za namową Rodziców zacząłem chodzić na terapię w ośrodku uzależnień, system pracy mi na to pozwalał. Nie czułem jednak, że jest mi to potrzebne, uznawałem, że nie mam problemu i sam w każdej chwili mogę sobie poradzić. Wewnątrz byłem zbuntowany i nastawiony anty, samo otoczenie działało na mnie przygnębiająco. Niecałe dwa tygodnie przed zakończeniem wyszedłem po przerwie i już nie wróciłem. Pojawiła się szansa pracy za granicą i postanowiłem z niej skorzystać. Uspokoiwszy Rodziców i siebie wszywką wyruszyłem poprzez biuro pośrednictwa na swój pierwszy zagraniczny kontrakt.
Kontakt z innym, nieznanym, kolorowym i wesołym światem, odpowiadająca moim zdolnościom praca oraz dobre zarobki szybko pozwoliły mi zapomnieć o kłopotach. Poznawałem świat, pracowałem i zarabiałem, zdobywałem doświadczenie i znajomości a na czwarty kontrakt jechałem już jako brygadzista. Przez cztery lata alkohol dla mnie nie istniał- był zawsze w moim otoczeniu, ale mnie nie interesował, zajmowały mnie inne sprawy i nie był mi do niczego potrzebny. W tym czasie wracała stabilizacja finansowa, z córką relacje były bardzo dobre, odzyskałem prawo jazdy, przybywało znajomości i kontaktów. Pojawiła się także nowa sympatia. Wracała pewność siebie i poczucie własnej wartości, które odzyskiwałem w zupełnie nowych okolicznościach. Pojawiła się lampka wina, piwo bezalkoholowe…
Minęły prawie cztery lata, sytuacja w firmie zaczynała się pogarszać. Opóźnienia w wypłatach, pensje na raty i z brakami, warunki na miejscu inne niż w zawieranych umowach, mobbing i kary z kosmosu. W 2014 roku francuski kontrahent, u którego pracowaliśmy stracił cierpliwość do naszego nierzetelnego biura i odmówił nam wejścia na budowę oraz podał termin opuszczenia wynajmowanego lokum. Zapewnili nam jednak środki na paliwo oraz jedzenie w podróży. Wracaliśmy do kraju w grobowych nastrojach, złe wieści z innych miejsc od znajomych nie dawały optymizmu. Wizyta w centrali firmy nic nie dała, nie odzyskaliśmy swoich wypłat. Wróciłem do znajomych, akurat byli na wczasach, podobnie jak moja córka. Sympatia nie odbierała telefonu, nie odpisała na żaden sms. Kupiłem w sklepie kilka piw, potem kolejne. Ubzdurałem sobie, że musze wracać do Rodziców. Kupiłem kilka kolejnych piw i wsiadłem z nimi do auta na oczach patrolu policji w radiowozie. Poczekali aż wycofam z parkingu i zatrzymali mnie do kontroli. Znowu pożegnałem się z prawem jazdy, grzywna tym razem była na prawdę wysoka. Rodzice byli załamani, ja znowu zupełnie się odizolowałem, straciłem chęć do życia.
Letarg przerwał telefon z Włoch. Jedna z poznanych tam osób zaproponowała mi pracę i podtrzymała swoją propozycję nawet gdy przedstawiłem swoją sytuację. Druga wszywka i wyjechałem do nowej pracy. Spotkałem na miejscu kilku znajomych z poprzednich lat, praca bardzo zbliżona do tej z poprzednich kontraktów więc szybko się zaaklimatyzowałem. W trzeźwości wytrwałem około 10 miesięcy. Najpierw piwo bezalkoholowe, dwa…potem piwo normalne, potem na zmianę z winem serwowanym do kolacji i tak alkoholowa karuzela zaczynała się kręcić. Ilości alkoholu rosły, do kraju zjeżdżałem sporadycznie- kontakt z córką, Rodzice, załatwianie spraw bieżących i zaległych po czym znowu znikałem za granicą. Apogeum picia to weekendy, jesienne i zimowe wieczory. Poniedziałkowe samopoczucie, najpierw fizyczne a potem również psychiczne było zazwyczaj nieciekawe, czasem wręcz opłakane. Nie opuszczałem jednak dni, robiłem swoje i miałem spokój. Milcząc w weekendy jakoś w ogóle nie zastanawiałem się co czują moi bliscy, byłem sam ze sobą, alkohol tłumił wszelkie wyrzuty sumienia i spokój, który ugruntowywał comiesięczny wpływ na konto. Planów żadnych na resztę życia nie miałem i nie robiłem, myślałem jedynie o córce. Z czasem opanowała mnie taka stabilna beznadzieja- praca-picie-sen. Trwałem w tym stanie około trzech lat. Zmieniały się miejsca, budowy, ludzie i pory roku- alkohol był zawsze. Z czasem zacząłem zaniedbywać znajomych, swoje zainteresowania, zachowywałem się jak automat. Wolałem przebywać i pić sam, ewentualnie w wąskim gronie, zacząłem unikać większych zbiorowisk, imprez czy okazji.
Któregoś dnia odebrałem telefon od kolegi poznanego we Francji. Obecnie pracował w Szwecji, został brygadzistą i kompletował swoją ekipę. Telefony się powtarzały, odwiedził mnie podczas pobytu w kraju i namawiał do przyjazdu. Ofert była bardzo korzystna, lecz czułem lojalność wobec mojego obecnego szefa. Ten o dziwo uznał, że skoro warunki są autentyczne, to trzeba pojechać- zagwarantował też, że w razie „W” moje miejsce będzie na mnie czekać. Teraz myślę, że z jednej strony realnie ocenił ofertę, z drugiej- widział mój stan, znaliśmy się już dobrych kilka lat. Kilka dni po tej rozmowie siedziałem już w samolocie.
Szwecja szybko rozwiała moje obawy, kolega realnie przedstawił sprawę. Warunki pracy były rewelacyjne, ekipa z czterech osób, doskonały sprzęt, stawka trzykrotnie większa niż we Włoszech a do tego piękne widoki i wyczuwalny spokój. Praca była przyjemnością i pierwszy kontrakt minął błyskawicznie. Wracałem do kraju z kontraktem na rok, premią oraz dodatkowym bonusem finansowym. Pozwoliłem sobie na snucie planów o mieszkaniu, wakacyjnym wyjeździe. Pierwszy raz urlop mi się dłużył, czekałem kiedy wrócę do pracy. Powrót jednak był straszny. W zarządzie firmy zaszły zmiany, przejęto konkurencyjną firmę wraz z załogą i po otrzymaniu podziękowania, tygodniowej odprawy zostaliśmy odesłani z powrotem do kraju…ja zmieniłem tylko samoloty i wróciłem do Włoch.
Dopiero tam, po powrocie do poprzedniej rzeczywistości miałem czas na ocenę ostatnich zdarzeń. Miałem świadomość, że wciąż mam pracę, lecz różnica była kolosalna na niekorzyść, z czasem popadłem w przygnębienie i apatię. Pracowałem a po pracy piłem, jadłem z musu raz dziennie byle kiedy. Wróciła bezsenność, nie mogłem się pogodzić z tą stratą i marzeniami, które nagle się rozwiały. Pomyślałem i przyjąłem, że tak już będzie zawsze, przestało mi się chcieć cokolwiek zmieniać.
Przestałem w weekendy zasiadać z chłopakami, wolałem sam być ze swoim przygnębieniem i piwem. Zmniejszyłem ilość urlopów i przyjazdów do kraju, czasem nawet nikogo poza córka nie informowałem o przyjeździe. Spotykałem się z córką, resztę czasu spędzałem w knajpach i hotelach. Upadek ze schodów skończył się kilkunastoma szwami, zgubiłem gdzieś telefon, portfel. Dwa razy moja córka darmo czekała na umówione spotkanie ze mną…
Pewnego dnia szef zaproponował mi lot do Japonii, miałem tam szkolić pracowników dwa-trzy tygodnie. Nie zastanawiałem się ani chwili, potrzebowałem zmiany, wyzwania i chyba ucieczki. Pobyt przedłużał się, w sumie wyszło ponad dwa miesiące. Pracowaliśmy siedem dni w tygodniu po dziesięć godzin, tropikalne lato dawało nam nieźle w kość. Była jednak satysfakcja i wyzwania, każdy dzień był inny a krajobrazy piękne. Alkoholu nie brakowało- gościnność gospodarzy, spotkania z współpracownikami z całego świata oraz rodakami bez niego się nie obywały ale zachowywałem umiar, zbyt dużo było emocji i zajęć. I ambicji, by wytrwać. Z perspektywy czasu myślę, że tym wyjazdem szef chciał mnie wrócić do życia. Tym bardziej, że po powrocie czekał na mnie podwyżka, czym byłem bardzo zaskoczony.
Życie we Włoszech jednak szybko wróciło na swoje tory a następny urlop w kraju zapamiętałem jako ten, kiedy obudziłem się rano na izbie wytrzeźwień. Nie umiałem popatrzeć w oczy nie tylko zapłakanej Mamie, ale i samemu sobie, twarz z lustra była mi coraz bardziej obca. Wstyd był moim dominującym uczuciem, wyrzuty sumienia nie dawały mi spać, nie miałem poczucia jakiejkolwiek własnej wartości. Szybko wróciłem do pracy i marnowania dni.
W jeden z wieczorów spotkałem w internecie dawną sympatię. Zaczęliśmy pisać, z czasem rozmawiać. Czas mijał a ja czekałem na te nasze rozmowy. B. szybko odkryła mój problem…ale mnie nie przekreśliła. Zacząłem ograniczać alkohol, ale skutki były mizerne. Weekendy nadal traciłem, jedynie w tygodniu kiedy pracowałem normalnie rozmawialiśmy. Urlopy spędzałem już w całości u Rodziców a jeden z nich poświęciłem na odzyskanie prawa jazdy. Termin kary minął mi w 2017roku, ale kilkanaście miesięcy z tym zwlekałem. Obawiałem się swojego zachowania, lęk przed wzięciem odpowiedzialności był większy niż korzyści z powrotu do świata kierowców. Decyzja ta miała dobre skutki- zmienialiśmy się co tydzień za kierownicą, więc zaczęły się- co prawda krótkie – okresy abstynencji, ale znacznie ograniczyłem liczbę wypijanych dziennie piw.
Sympatia musiała chyba dostrzec poprawę, bo w końcu po kilku miesiącach umówiliśmy się na spotkanie, potem drugie i kolejne. Zdecydowaliśmy się spróbować układać życie razem, co dla B znaczyło zmianę całego swojego życia- i Ona to zrobiła. Los zaprowadził nas do Poznania, miasta gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy po latach, jednakowo nowym i nieznanym dla nas obojga. Moja partnerka ślicznie urządziła wynajęte mieszkanko i znowu miałem dom, spędzaliśmy tam wspólne dni.
W pracy jednak stare nawyki wciąż wracały. Po weekendach B prosiła, straszyła, groziła…płakała. Mimo to nie potrafiłem wytrwać w abstynencji, sam już nie wierzyłem w swoje zapewnienia o zmianie i końcu picia. Zaczynało do mnie docierać, że sam sobie nie poradzę, poznawałem swoją bezsilność.
Boże Narodzenie i Sylwestra planowaliśmy wyjątkowo ale wszystko zawaliłem. Codziennie gdy B wracała z pracy już byłem pijany. Nie wiem dlaczego tak postępowałem… W Wigilię straciła cierpliwość i odwiozła mnie do Rodziców a sama wróciła do pustego mieszkania. Tysięczny raz przepraszałem i obiecywałem ale gdyby nie wsparcie mojej Mamy byłby to kres naszej znajomości. Czułem radość, ale nie ulgę. Bardziej lęk i obawę bo rozumiałem już, że jestem za słaby by w moich postanowieniach wytrwać.
W lutym, po kilku spokojniejszych tygodniach, trzeci raz wróciłem do pracy w Azji. Obiecywałam sobie i wszystkim, że to będzie przełom, wrócę czysty od alkoholu, uśmiechnięty i normalny.
Moja najdłuższa abstynencja trwała cztery dni, na więcej nie było mnie stać. Bezsilność i bezradność mnie przytłaczała, nie czułem żadnej radości z pracy i tego wyjazdu. Jedyne co czułem to wstyd i zawód jaki czułem i jaki sprawiałem swoim bliskim. Zasypiałem jedynie po kilku piwach, zazwyczaj zamykałem się sam w swoim pokoju. Często w drodze z pracy z premedytacją nie kupowałem alkoholu. Niestety, po kilku godzinach szedłem do automatu w hotelu i wracałem do picia.
Podczas jednej z rozmów z B padło słowo TERAPIA. O dziwo, nie czułem ani zaskoczenia, niezgody ani buntu. Jeszcze tego samego wieczoru zacząłem szukać w internecie adresów i opinii o różnych placówkach. Sporządziłem listę i rozesłałem zapytania. Czułem przy tym jakąś dziwną ulgę. Podjąłem decyzję i od 26 lutego znałem już miejsce, do którego po powrocie skieruję swoje kroki. Pandemia jednak pokrzyżowała pierwotne plany, powrót w ustalonym terminie nie wchodził w rachubę i utknąłem w Japonii. Nie znaliśmy żadnych konkretów, podzielono naszą ekipę i w kilka osób ruszyliśmy w inne miejsce czekając na rozwój sytuacji. Rozmowy z Rodzicami, córką i B przynosiły ulgę ale też tęsknotę i obawy. Spokoju wciąż szukałem w izolacji i alkoholu. W pierwszym tygodni maja zacząłem już także sięgać po alkohol przed pracą, zbyt mocno trzęsły mi się dłonie, poprawiało to moje samopoczucie fizyczne. Szczęśliwie był to już kres kryzysu, otrzymaliśmy bilety na lot powrotny.
Ostatnie piwo wypiłem ósmego maja na lotnisku we Frankfurcie. Dwa tygodnie kwarantanny, tydzień wśród bliskich i wreszcie ośrodek. Nadzieja na zmianę była większa niż obawy przed pobytem. Dziś biegnie 47 dzień mojej abstynencji.