W chwili, gdy to piszę jestem w trzeźwości 35 dni – niewiele.
Alkohol towarzyszył mi od czasów licealnych. Zakup butelki alkoholu i wypicie jego z kolegami pod mostem przez jakiś czas nabierało stałej co sobotniej tradycji. Po maturze co sobotę bawiłem się w klubach studenckich. Alkohol wspomagał mnie przy nawiązywaniu kontaktów z dziewczynami. To od dodawał mi odwagi, abym mógł się lepiej poczuć w tym środowisku. W tym czasie rozpocząłem pracę w przedsiębiorstwie, w którym piło się codziennie, a butelka wódki kosztowała 5 złotych. Jednakże mój stan był jeszcze daleki od uzależnienia.
W 1975 roku ożeniłem się. W tym samym roku na świat przyszedł mój syn. Gdy miał 3 miesiące, żona musiała wyjechać na operację plastyczną konieczną z uwagi na wypadek jakim uległa w dzieciństwie. W międzyczasie otrzymaliśmy mieszkanie w blokach w innym mieście. Zmieniłem pracę na sektor prywatny. Prowadziłem przedsiębiorstwo, gdzie docelowo pracowało 150 osób.
Prowadziliśmy dom otwarty, co sobotę odbywały się przyjęcia, czy to u nas w domu, czy u znajomych. Niekiedy kalendarz był wypełniony na 3 miesiące do przodu. Oczywiście zawsze alkohol mi towarzyszył.
Z upływem czasu picie przeniosło się na następny dzień czyli niedziela. Z utęsknieniem czekałem na każdy weekend. Kupiłem dom, który wymagał rozbudowy. W tym czasie urodziła mi się córka. Świętowałem dwa dni.
Dzieci rosły, picie coraz częściej mi towarzyszyło, żona zauważyła problem. Zaliczyła liczne terapie w ramach alkoholu, dzieci zaś DDA, mimo licznych starań żony nie byłem gotowy przyznać się, że jestem alkoholikiem. Odkładałem termin zaprzestania picia a to o miesiąc, kwartał, to od nowego roku i nigdy nie dotrzymałem słowa. Aż przyszedł taki czas, że zadzwoniłem i umówiłem się na rozmowę w ośrodku uzależnień. Ukończyłem terapię, grypy wsparcia i rozpocząłem nowe życie w trzeźwości przez dwa lat. Pilnie uczestniczyłem w grupach AA. Były też spotkania w małych grupach w prywatnych mieszkaniach alkoholików.
Pewnego razu wraz z synem zarejestrowaliśmy firmę, która działa do dnia dzisiejszego. Mając rok trzeźwości żona postanowiła, że dalsze małżeństwo nie rokuje wspólnej przyszłości i się rozstaliśmy. Picie rekompensowałem sobie chodzeniem po górach oraz licznych co wrześniowych wypadów po Europie z nowo poznaną partnerką. Po dziewięciu latach trzeźwości daleko od domu zapiłem. Wolno bo wolno, ale systematycznie. Piłem coraz więcej, przy każdej okazji a najczęściej w trakcie wyjazdów. W rodzinie miałem takie zaufanie, że dwa lata popijałem zanim się zorientowali. Z partnerką spędziłem dziewięć udanych lat, aby następnie się rozstać. Przyszło szybko osamotnienie, ogarnęła mnie nuda. Wypadów coraz mniej. Tylko alkohol miał się dobrze. Pozostawiony sam w domu wpadłem w trzytygodniowy ciąg i znalazłem się znów na terapii, tym raz w Ośrodku „ Moje Życie”. Jestem pewien, że tym razem po raz ostatni.
Zbyszek 70 lat
Czerwiec 2020r